W legendach, którymi obrósł wizerunek Matki Bożej Inwałdzkiej, zbiegają się najciekawsze cechy pobożności ludowej przedziwnie splecionej z fascynacją beskidzkim zbójnictwem. Przed obliczem inwałdzkiej Pani mieli modlić się i nawracać zatwardziali zbóje rabujący plebanie i dwory, a następnie ukrywający swoje łupy w trudno dostępnych karpackich jaskiniach. W jaki sposób Maria spoglądająca z łaskami słynącego obrazu zyskała w kulturze ludowej górali beskidzkich miano Matki Bożej Zbójnickiej?
Położenie niewielkiego Inwałdu (liczącego dziś nieco ponad 3300 mieszkańców) z powodzeniem mogłoby służyć za plener produkcji filmowej opowiadającej o górskich rabusiach ściganych pośród karpackich lasów przez harników, czyli funkcjonariuszy dawnej policji górskiej. Na południe od miejscowości rozciągają się wzniesienia Ostrego Wierchu (562 m n.p.m.) i Wapienicy (531 m n.p.m.), malując urokliwe tło dla osiemnastowiecznego barokowego kościoła pw. Narodzenia NMP pochodzącego z fundacji kasztelana oświęcimskiego i wojnickiego Franciszka Schwarzenberga-Czernego. W ołtarzu głównym tej zabytkowej świątyni eksponowany jest obraz Matki Bożej, wiązany z typem późnośredniowiecznych krakowskich Hodegetrii (gr. ὁδηγήτρια – Wskazująca Drogę).
O sprowadzeniu obrazu do parafii inwałdzkiej rozpisywali się kolejni plebani w kronikach parafialnych oraz dziewiętnastowieczni beletryści. Edward Zygmunt Nowakowski, znany jako o. Wacław z Sulgostowa (1829–1903), legendę o bandzie węgierskiego zbója Lajosa, który woził ze sobą cudowny obraz Matki Bożej zrabowany gdzieś na ziemi węgierskiej, umieścił na początku XVII stulecia. Według pisarza w 1608 roku Maria ukazała się hersztowi we śnie, „wskutek czego ten kazał obraz zawieść do zamku w Inwałdzie, ofiarując zarazem fundusz na wystawienie dla tego obrazu kaplicy. Poczem obraz ten codziennie zawieszano na dębie przy drodze, a na noc odnoszono do wójta, a gdy przy tym obrazie wielu doznało szczególniejszych łask i nawet licznych cudów, przeniesiony został do kościoła, do którego wielka liczba pobożnych z okolicy przybywa” (O cudownych obrazach w Polsce Przenajświętszej Matki Bożej, Kraków 1902). Według innej bajdy zapisanej na kartach kroniki parafialnej: „Parafianie mówią, że woleliby utracić cały kościół ze wszystkimi rzeczami niż ten obraz. […] Obraz ten jest bardzo dawny – pochodzi z krajów skandynawskich. Do Inwałdu przywieźli go bandyci z Węgier w roku 1534 – którzy wozili go ze sobą prosząc Matki Bożej o pomoc przy napadach na dwory”. Wyraźnie brzmią tu echa przekonania ludu o „honornych chłopcach i polskiego chowu Farysach” (jak pisał niegdyś badacz zbójnictwa Stanisław Szczotka), którzy w obronie uciśnionych chłopów rabują dwory z błogosławieństwem Matki Bożej.
Dzieje Inwałdu i łaskami słynącego wizerunku Matki Bożej Inwałdzkiej splatają się nie tylko z bajkami o okrutnych hersztach, lecz także z prawdziwymi wypadkami zbójnictwa i dotyczą historii Józefa Baczyńskiego ze Skawicy zwanego hetmanem nad hetmanami. W 1734 roku banda Baczyńskiego napadła na inwałdzką plebanię: „księdzaśmy wzięli między się, bo się szarpał – zeznawał sam Józef Baczyński na zamku krakowskim dwa lata później – nie biliśmy go, tylkośmy trzymali. Kazaliśmy mu sobie pieniędzy dawać […]. Potym przyniósł kramarczyków węgierskich, powiedział, że ich miało być za sto tynfów, które wzięliśmy. Potym pytaliśmy się go o pieniądze, których miał koryto w zakrystji, bo nam go tak udano. Na co ksiądz odpowiedział: «Tak wielkich pieniędzy nie mam, bo kiedym tu nastał plebanem, to żadnej ozdoby w kościele nie było, tak tedy cokolwiekem miał zebranego, wszystkom to na chwałę Bożą obracał i jest to wszystko w kościele na ścienie przy Najświętszej Pannie, co obaczyć możesz»”. Hetman udał się wówczas do świątyni w towarzystwie plebana i organisty: „Kazałem ja tedy świece pozaświecać, ksiądz wtedy wszedszy na ołtarz i otworzył obraz, gdzieśmy się modlili. Potym ksiądz pokazał mi skrzynkę kościelną z pieniądzmi mówiąc: «Tu są pieniądze na chwałę Bożą, bierz tedy, jeśli chcesz». Ja wtedy wyjąwszy owe kramarczyki węgierskie, com miał księdza i wziąwszy garścią, włożyłem do owej skrzynki, a rzekłem do księdza: «Pokaż mi ty swoje pieniądze, a nie te»”. Baczyński nie tknął także kielichów i paten, choć nie pogardził strzelbą, która wisiała na ścianie zakrystii: „Więcej my tam nie wzięli, tylko gąsior wódki niepełen, któryśmy sobie przelali do mniejszej flaszeczki i winośmy w plebanji pili i wzięliśmy gąsior wina z sobą. Nikogośmy tam nie bili, nie piekli” (S. Szczotka, Żywot zbójnicki Józefa Baczyńskiego zwanego Skawickim, „Lud”, t. 34, 1936).
Szlachetny hetman zbójnicki uszanował więc świętości i modlił się przed wizerunkiem Matki Bożej spoglądającej na niego z wysokości inwałdzkiego ołtarza – jednocześnie nie pogardził plebańską kiesą i gąsiorem wódki. Trudno, by taka historia nie odbiła się w okolicy szerokim echem i nie zapadła głęboko w pamięć miejscowych górali. Józef Baczyński ostatecznie podzielił smutny los innych beskidzkich rozbójników, najpierw torturowany, a następnie powieszony w Krakowie. Mimo to w regionalnej pamięci historycznych pozostawił po sobie obraz przyzwoitego zbója, a zapewne to dzięki temu właśnie napadowi do wizerunku inwałdzkiej Marii po latach przylgnęło miano Matki Bożej Zbójnickiej. Ponad dwieście lat po opisywanych wydarzeniach ksiądz Jan Twardowski poświęcił jej wizerunkowi jedną z inwokacji maryjnych zebranych w tomie „Polska Litania”, wzywając: „Madonno Inwałdzka, któraś skruszyła herszta ze zbójami – módl się za nami”.
Uwaga. Używamy ciasteczek. Korzystanie ze strony sdm.upjp2.edu.pl oznacza, że zgadzasz się na ich używanie. Więcej informacji znajdziesz w zakładce
Polityka prywatności